Kolejny wywiad z cyklu „Ludzie Stoczni”
Nina Sobczak to artystka i spawacz w PGZ Stoczni Wojennej. Jej droga zawodowa jest nietypowa – od malarstwa i projektów artystycznych trafiła do spawalni, gdzie łączy wrażliwość artystyczną z precyzją techniczną. W rozmowie opowiada o tym, jak odnalazła się w męskim świecie stoczni, o swoich pasjach i planach na przyszłość.
Jak trafiłaś do naszej stoczni?
Zawsze byłam osobą „manualną”. Poza sztuką interesowała mnie też techniczna strona rzeczy. W zeszłym roku latem dostałam taki prezent od życia w postaci kursu spawania. To pociągnęło za sobą kolejne możliwości i niedługo potem dostałam propozycję pracy tutaj. Cieszę się, że trafiłam pod skrzydła doświadczonego spawacza (Grzegorza Klechowicza), prawdziwego mistrza, od którego mogę się uczyć. Samo spawanie jest dla mnie też formą sztuki – wymaga ogromnej wiedzy o materiale, cierpliwości i manualnej precyzji.
Jak wyglądał ten kurs spawania?
Trwał niecały miesiąc. To było nowe doświadczenie – nowa maszyna, męskie środowisko. Trudności były różnego kalibru, ale nie samo spawanie. Miałam świetnego instruktora, pana Adama, którego podejście bardzo mi odpowiadało. To on zachęcił mnie do dalszego rozwoju w tym kierunku.
Czym zajmowałaś się wcześniej?
Zajmowałam się sztuką w szerokim tego słowa znaczeniu. Malowałam murale, obrazy na płótnach, robiłam wypalanki na drewnie. Używałam narzędzi bardzo podobnych do rączki spawarki – też wymagających precyzji i wiedzy o materiałach. W sztuce, podobnie jak w spawaniu, trzeba mieć wyobraźnię przestrzenną i wiedzieć, jak połączyć elementy. Malowałam na wszystkim – od starych telewizorów kineskopowych po samochody, rowery, telefony.
Zdjęcie: Porsche Surfari ręcznie malowane przez Ninę (i zbudowane przez Tomasza Staniszewskiego). Autor zdjęcia: Nikos Karampotis
Jednym z głośniejszych Twoich projektów było Porsche dla surferów?
Tak, to była współpraca z Patrykiem Mikiciukiem (dziennikarzem motoryzacyjnym) i Tadeuszem Elwartem. Wcześniej malowałam już dla niego Myszkę Miki na Fordzie GPW. Tym razem było to Porsche w specjalnej wersji surferskiej, ze złotym lakierem. Projekt zyskał rozgłos na całym świecie. Ten samochód już przed nałożeniem grafiki robił ogromne wrażenie – miał przepiękny złoty odcień.
Na czym dokładnie polegała Twoja praca przy tym projekcie?
Grafika została zaprojektowana przez studio Lange & Lange, a moim zadaniem było wykonanie jej ręcznie. Chodziło o to, żeby zachować ślad ręcznej pracy, jak w dawnych czasach – żeby widać było niedoskonałości ruchu ręki, a nie idealnie proste linie. To było spore wyzwanie fizyczne – wykorzystałam chyba wszystkie możliwe pozycje przy malowaniu. Ale efekt był wart wysiłku! Przy okazji tego projektu współpracowałam też z Tomkiem Staniszewskim, który niedawno zajął czwarte miejsce w rajdzie Dakar.
Zdjęcie: Nina nie tylko maluje na samochodach, ale jest prawdziwą pasjonatką motoryzacji. Na zdjęciu stoi między słynnym projektem Porsche, a swoim ukochanym Fiatem 500, którego sprowadziła z Włoch!
Jak odnajdujesz się w męskim środowisku stoczni?
Cudownie mnie przyjęli. Kierownicy, Sławek Skowronek i Sławek Januszewski, wprowadzili mnie w ten świat z poczuciem bezpieczeństwa. Mam swoje stanowisko, a koledzy bardzo pomagają. Szczególnie wdzięczna jestem Grzegorzowi Klechowiczowi, który jest moim mentorem. To prawdziwy mistrz spawania z ogromną wiedzą i doświadczeniem.
Na pewno niewiele kobiet decyduje się na taką pracę, ale dodaje mi otuchy to, co słyszałam o sytuacji we Francji – tam zawód spawaczki jest czymś zupełnie normalnym. Co ciekawe, francuskie spawaczki najczęściej pracują metodą TIG, którą ja również wybrałam. W naszej stoczni środowisko jest wciąż mocno męskie, co jest zrozumiałe ze względu na fizyczny charakter pracy, ale zostałam przyjęta niezwykle ciepło. Chłopaki przygotowali nawet dla mnie specjalny stolik ze wspornikiem pod imadło – prawdziwe dzieło sztuki! Codziennie witają mnie z uśmiechem i dobrym słowem. Czuję się tam naprawdę doceniana.
Zdjęcie: Metoda napawania w rękach Niny staje się narzędziem artystycznym. Dwie tabliczki stworzone przez Ninę dla jej mentora Grzegorza.
Czy czujesz się już pewnie w nowej roli?
To wciąż początek drogi. Nie czuję się już całkowitym laikiem, ale wciąż konsultuję się z Grzegorzem. Większość prac wykonuję sama, a on weryfikuje efekty i doradza, co można poprawić. Często jest zachwycony moimi spoinami, co jest bardzo motywujące.
Zdjęcie: Nina i jej mentor Grzegorz Klechowicz.
Jakie masz plany na przyszłość?
Chcę się dalej rozwijać w spawaniu. Planuję zakup własnej spawarki TIG, żeby móc łączyć spawanie ze sztuką. Już teraz wykorzystuję nowe umiejętności w projektach artystycznych – na przykład stworzyłam dla Grzegorza grafikę spawacza z napisem urodzinowym, wykorzystując technikę napawania, której mnie nauczył. To ciekawe, bo napawanie służy zwykle do trwałego oznaczania rur na statkach lub okrętach, gdzie zwykłe napisy by się starły. A ja wykorzystałam tę technikę artystycznie.
A poza pracą i sztuką, masz jeszcze jakieś zainteresowania?
Hoduję ślimaki afrykańskie. Mam dwa – nazywają się Szybki i Wściekły (śmiech). Są wielkości dłoni, mieszkają w specjalnym terrarium z podłożem kokosowym. To świetne zwierzęta do obserwacji, uspokajają i inspirują. Poza tym przygotowuję się do zawodów triathlonowych. Planuję start w Gniewinie w lipcu – dystans to 0,5 km pływania, 22,5 km jazdy na rowerze i 5 km biegu. Zaczęłam od biegania, którego wcześniej nie lubiłam, bo nie potrafiłam prawidłowo oddychać. Teraz uwielbiam te wszystkie trzy dyscypliny. To świetna forma relaksu, a przy okazji pomaga mi utrzymać formę potrzebną w pracy spawacza. Lubię też strzelać na strzelnicy. Niedawno dowiedziałam się, że są również inni fani tej dyscypliny na naszej Stoczni i zaprosili mnie do dołączenia do ich grupy.
Żeby zobaczyć więcej prac Niny, zapraszamy na:
Facebook: Lusso Art Atelier
Instagram: @lusso_art_atelier